Czy Twoje dziecko robi awanturę zaraz po wyjściu z przedszkola lub powrocie do domu? Jak sobie wtedy poradzić?
Nadeszła jesień. Jednym kojarzy się ona z radością płynącą z szelestu kolorowych liści pod butami, spacerami w poszukiwaniu kasztanów i oficjalną zgodą świata na dodawanie do herbaty soku z malin, cytryny i imbiru. Druga część społeczeństwa odczuwa wyraźne obniżenie nastroju, brak słońca powoduje u nich przygnębienie. Ci pierwsi będą czerpać garściami z przysłowiowej polskiej, złotej jesieni. Ci drudzy zaszyją się w domu z dobrą książką i zamiarem przetrwania tego okresu, który dla nich jest pełen szarości, chłodu i wilgoci. Każdy pozwoli sobie na własną reakcję i przystosowanie.
Dlaczego zatem tak trudno przychodzi nam zrozumienie, że dzieci robią dokładnie to samo?
Może tylko nieco bardziej angażując do tego ciało. Mam tutaj na myśli proces regulacji, w którym dzieci są ekspertami (o ile otoczenie im sprzyja i nie próbuje tego hamować), a my moglibyśmy czasem nawet się od nich tego uczyć.
Emocje w dziecku potrafią wzbierać i narastać stopniowo, podobnie jak u dorosłych, jednak szybciej potrzebują się wydostać na zewnątrz. To dlatego czasem z punktualnością szwajcarskiego zegarka możemy zaobserwować po przedszkolny “zrzut”, kiedy to dziecko po wyjściu z placówki (a czasem jeszcze w jej progu) albo już w domu, dokonuje totalnego emocjonalnego rozpadu. Potrafi rozpłakać się bez wyraźnej przyczyny (a ta zapewniam, była! ale mogło to być wiele godzin wcześniej), może krzyczeć, próbować uderzać czy też położyć się na ziemi i nie chcieć się ruszyć równocześnie zalewając się łzami. Nie sposób go ukoić, uspokoić, uciszyć, przytulić.
Co możemy zrobić w takiej sytuacji?
Najlepiej nie koić, nie uspokajać, nie uciszać i nie próbować tulić. Możemy za to słuchać i towarzyszyć. Jasne, jest to trudne gdy inni patrzą. Gdy pojawiają się myśli o wstydzie, o lęku przed byciem ocenionym jako niedobra matka lub przed łatką taty, który sobie “nie radzi”. Warto jednak mieć wtedy w pamięci myśl, że to, co się dzieje, jest zupełnie naturalne, a przede wszystkim jest dobre dla dziecka. Bo ono, po całym dniu pobytu w placówce gdzie musiało podporządkować się pewnym normom, zasadom, może miało jakieś przykre doświadczenie a może za dużo bodźców, właśnie wyrzuca z siebie to wszystko by móc spokojnie przejść do kolejnego etapu dnia. To dlatego często możemy zaobserwować, że po takiej sytuacji dziecko nagle, jakby nigdy nic, spokojnie pyta czy mamy coś do jedzenia albo czy pójdziemy na plac zabaw.
Co możemy zatem zrobić? Pokazać, że dajemy mu przestrzeń na to swoiste katharsis.
- Zadbać o bezpieczeństwo dziecka w tej sytuacji, aby nie zrobiło sobie krzywdy,
- Pozostać obok niego, blisko, ale nie narzucając przytulania (możemy usiąść obok i dopytywać co jakiś czas, czy chce się przytulić),
- Pozwolić płakać; możemy nawet mu zakomunikować, że płakanie jest okej, że może, że my to zniesiemy i jest tutaj przestrzeń na jego emocje, że jesteśmy tu dla niego,
- Czasem warto pomóc nazwać emocje i stany: widzę, że jest ci przykro, może opowiesz mi później dlaczego; jesteś zdenerwowany, może jesteś zmęczony; wydaje mi się, że może jesteś głodny,
- Cierpliwie i ze spokojem czekać.
To dlatego wspominałam, że moglibyśmy się uczyć od dzieci tej regulacji. Często nie mieliśmy w dzieciństwie na to przestrzeni, słuchaliśmy, że “nie ma co płakać bez powodu” albo byśmy po prostu przestali natychmiast i się uspokoili. Niestety, trudności w wyrażaniu emocji w dorosłym życiu mogą przekładać się na wiele jego obszarów. Zatem choć brzmi to absurdalnie, świat uczuć i relacji byłby o wiele prostszy, jeśli każdy dorosły potrafiłby się tak regularnie “oczyszczać” (korzystając z innych, mniej spektakularnych sposobów) z trudnych emocji (zamiast je w sobie zatrzymywać) i przechodzić do kolejnego etapu dnia, jak robią to dzieci. Wtedy pozostaje już tylko uczucie, jakby się przebudzić z przyjemnej drzemki z myślą, że wszystko, co się dziś nieprzyjemnego wydarzyło, okazało się tylko złym snem, a świat nadal jest wspaniały.
O Autorze:
Ada Kuźnia-Tkaczyk
Psycholog