Czy często zdarza Ci się pomyśleć, że Twoje dziecko robi Ci na złość? Zawsze próbuje zrobić inaczej, niż Ty chcesz. Nawet jeśli ustalicie coś razem, będzie próbowało później to negocjować. Sprawia wrażenie, jakby ciągle sprawdzało, jak daleko jeszcze może się posunąć. A Twój “garnuszek”, który może to wszystko pomieścić, już jest pełny, już za chwilkę się z niego uleje i nastąpi wybuch. Kojarzysz ten stan?

W powyższym opisie łączą się dwa tematy. Jeden z nich to granice, drugi to zabieganie o podmiotowe traktowanie, budowanie swego rodzaju niezależności od rodzica. Takie wyodrębnienie się dziecka zaczyna się w wieku około 2 lat, często okres ten nazywany jest “buntem dwulatka” czego ja akurat nie lubię, bo dla mnie w okresie tym nie ma żadnego buntu, jest za to dziecko zagubione w sobie: bo z jednej strony mózg nakazuje mu oderwać się już od rodzica, ale z drugiej to dziecko jest jeszcze malutkie i nie do końca już chce. W wieku tym pojawiają się też różne skrajne emocje, które targają dzieckiem…wspominałam trochę o tym TU ale dziś nie o tym, a o szacunku do dziecka wyrażanym poprzez traktowanie go po prostu jako człowieka, ze swoimi prawami i decyzjami (w granicach rozsądku, oczywiście). A gdzie w tym wszystkim te granice? Ano w tym, że przestrzeganie granic dziecka jest tak samo ważne, jak i warto o tym mówić i budować to od najmłodszych lat.

“No, daj babci buziaka!”

“Przytulisz wujka do zdjęcia? Usiądź u cioci na kolanach. No, dalej, co się tak wstydzisz?”. Bliski jest mi temat granic dziecka w kontekście nadchodzących Świąt. Jest to okres wzmożonych spotkań rodzinnych. Dla dzieci wiąże się to z poznawaniem wielu nowych osób, zwyczajów, miejsc, bodźców. Bardzo ważne jest, abyśmy pamiętali w tych dniach o perspektywie dziecka; o tym, jak ono może postrzegać ten czas. Pozwolenie dziecku na utrzymanie swoich granic jest niezwykle istotne jeśli weźmiemy pod uwagę jego naukę budowania i utrzymywania prawidłowych, bezpiecznych relacji. Warto już teraz pokazać mu, że jeśli nie ma ochoty na bliskość z kimś, to nie musi tego robić. Pokazać mu, że gdy mówi “nie” gdy chodzi o jego ciało (przytulenie, buziaki) to spotka się to ze zrozumieniem i szacunkiem. Wbrew pozorom te niewinne dziś słowa “zachęty” do przekraczania swoich granic zostawiają ziarenko, z którego później kiełkuje i rozwija się taka wewnętrzna zgoda na robienie czegoś wbrew sobie, bo takie są może oczekiwania otoczenia. Dobrze jest uczyć nasze dzieci od najmłodszych lat, że warto mieć i szanować swoje granice. Dotyczy to wielu obszarów – jedzenia i słynnej “jeszcze jednej łyżeczki za mamusię”, ubierania w odzież, która dla nas jest atrakcyjna a dla dziecka już niekoniecznie i zazwyczaj nic się nikomu nie stanie, jeśli założy żółtą koszulkę a nie czerwoną) czy sytuacji społecznych (“no idź się bawić z dziećmi a nie się przykleiłeś” gdy dziecko potrzebuje  chwilę pobyć w bezpiecznej bliskości rodzica, by się dostosować). Każde przekroczenie dziecięcej granicy uczy go, że to jest w porządku jeśli ktoś tak mu robi. Każde uszanowanie natomiast, że prawo decydować o sobie: dziś o tym, czy jest już najedzone lub nie ma ochoty próbować czegoś nowego, a za parę lat by wiedział, że może śmiało odmówić rówieśnikowi, gdy nie ma na coś ochoty.

Co z granicami?

Czy to oznacza zatem, że jak dziecko chce wejść na czerwonym świetle na przejście dla pieszych, to mamy mu pozwolić? Gdzie granice mają… granice? Podczas konsultacji z rodzicami często słyszę obawę, że w takim razie dziecko “wejdzie nam na głowę”. Na internetowych forach co i rusz pojawia się sformułowanie o “bezstresowym wychowaniu” jako tym złym (no, tak, bo stresowe to jednak dla dziecka jest najlepsze?). Jest jedna rzecz, o której zawsze należy pamiętać: granice dzieci są tak samo ważne, jak granice ich rodziców. To my odpowiadamy za bezpieczeństwo naszych maluchów ale i za nas samych w kontekście samopoczucia, zasad i decyzji. Te dwie rzeczy nie wykluczają się! Tak samo jak nasze dzieci, my też mamy prawo postawić granicę i powiedzieć, że nie, umówiliśmy się na jednego cukierka po obiedzie i dziś na tym skończymy. Albo, że zgodziliśmy się na pół godziny bajek i to pół godziny właśnie minęło. Czy też że nie, nie pójdziemy dziś już na plac zabaw. I równie ważne: nie zgadzam się, żebyś mnie uderzał. Dlaczego? Bo to my jesteśmy dorośli i wiemy więcej. My wiemy, że od nadmiaru cukierków rozboli brzuch. My widzimy sygnały, że dziecko jest zmęczone i nie da rady bawić się dziś na placu zabaw (a dziecku może być te oznaki trudno dostrzec). Co jest ważne, to spróbować rozdzielić sobie granice dziecka i granice własne. W każdej kryzysowej sytuacji spojrzeć na sytuację z boku i odpowiedzieć sobie na pytanie: czy faktycznie coś się stanie, jeśli pozwolę mu tutaj postawić granicę? Czy umrze z głodu bez tej jeszcze jednej łyżeczki jedzenia? I w drugą stronę: co się stanie, jeśli nie postawię teraz jasno granicy, że nie chcę, aby mnie bił?

Te momenty, w których dzieci próbują wyznaczać bądź przesuwać granice, są zazwyczaj trudne, szczególnie, gdy dochodzi tak często obecne w rodzicielstwie zmęczenie i brak cierpliwości czy zasobów na tłumaczenia. Warto jednak mieć taką myśl, że to, jak teraz potraktujemy granice dziecka, będzie owocowało w jego dorosłych relacjach. Natomiast to, że my też będziemy pilnować granic da dziecku poczucie bezpieczeństwa (i to właśnie o to chodzi w tej ciągłej próbie testowania naszych granic) a także pokaże mu modelowy przykład, jak można o swoje granice zadbać.

O Autorze:

Ada Kuźnia-Tkaczyk

Psycholog

Scroll to Top